Niewątpliwy kasowy sukces filmu Bad Boys 2 postanowili zdyskontować ludzie z Blitz Games i Empire lnteractive, prezentując nam grę BadBoys II. W grze na przemian wcielasz się w rolę to jednego, to drugiego bohatera. Obaj mają strzec prawa na ulicach Miami, co w interpretacji twórców gry zawiera się w regule „przyj i ziej”.
Przyj przed siebie i ziej ogniem, niszcząc wszystko, co się nawinie pod lufę. Linia scenariusza jest prosta jak zacięcie batem - i nie warto o niej pisać, bo nie scenariusz stanowi o wartości gry. Najwyraźniej scenarzyści wyznają zasadę, że im głośniej klniesz, tym łatwiej ci wszystko w życiu idzie. Obaj bohaterowie mogliby startować w olimpijskim konkursie na najczęstsze używanie słów grubych i zelżywych. Miejmy nadzieję, że tej gry nikt ambitny polonizował nie będzie, bo kiepski tłumacz to spartoli, a rzetelny pójdzie siedzieć za obrazę moralności - choć gra nie jest dla moralistów, zawsze się jakiś gotów przyczepić.
Największą (wedle mojego rozeznania) wadę gry wymienię od razu, by - jak mówią pracownicy MPO - skończyć z brudną robotą i móc się zabrać za czyszczenie szamba. Jak w wielu innych grach nie można zrobić zapisu gry wtedy, kiedy się zechce. Jest to wada kardynalna wystarczająca, aby grę rzucić na ziemię i odtańczyć na niej indiański taniec zemsty.
Gra nie została zrobiona na użytek ludzi, którzy kochają Spinozę i logikę formalną - przeciwnie, twórcy gry stworzyli system Cover Points (strategicznie rozmieszczone migające dyski na podłodze czy ziemi, w których Mike i Marcus mogą się bezpiecznie skryć - ty zaś możesz spokojnie wycelować, naprowadzając celownik na dowolną część ciała przeciwnika). Potem akcja i twój bohater wyskakuje niczym diabeł z pudełka i grzeje tam, gdzie chciałeś (strzałem możesz nawet wytrącić przeciwnikowi broń z rąk). Bezbronny przeciwnik pokornie klęka i zakłada ręce za głowę, ale skoro otrzymujesz dodatkowe punkty za wyeliminowanie go... wiadomo, co trzeba mu zrobić. Paf.
Im dalej, tym trudniej - co w końcu jest naturalne. Na przykład Rosjanie uwielbiają skoki przez szyby i wykonują je z niekłamanym wdziękiem. Potrafią się też wspaniale przewijać w bok, tył i przód. Niestety, strzelają bez wdzięku, ale za to celnie. Źródłem prawdziwej przyjemności za to jest fakt, że możesz strzelać w dowolną część ciała nieprzyjaciela, który reaguje odpowiednio do miejsca trafienia. AI jest niestety tylko pozornie wysokie - przeciwnicy zachowują się schematycznie i po ponownym wczytaniu sytuacji możesz być pewien, że zaczną wyskakiwać według tego samego wzoru.
Nieprzyjaciele zachowują się dość osobliwie i czasami ma się wrażenie, że nie bardzo wiedzą, do kogo powinni strzelać. Reagują jak automaty. Ja wiem, że szkoleniem w rosyjskiej mafii zajmują się podoficerowie, którzy przedtem ćwiczyli carskiego rekruta, ale automatyzm reakcji przeciwników naszych bohaterów jest aż śmieszny. Potrafią, na przykład, skryć się za filarem od strony nadbiegającego policjanta, jeżeli ten po drodze skręci, bo postanowi zajść wroga z boku.
Ciekawym pomysłem jest absolutna niechęć bohaterów do oderwania się od matki ziemi. Nasi „badbojsi” choć biegają non-stop bez śladu zmęczenia na twarzy, przeskoczyć np. przez ladę baru nie potrafią. W niektórych sytuacjach dzielny policjant woli drzwi rozwalić granatem, niż przeskoczyć na drugą stronę.
Abyśmy nie zapomnieli, że bohaterowie są jednak policjantami, po zakończeniu jakiejś grubszej rozróby na ekranie widzimy podsumowanie naszych dokonań (koszt sumaryczny dokonanych przez nas zniszczeń, ilość zebranych dowodów rzeczowych, ilość wziętych jeńców, ilość zastrzelonych przestępców, którzy rzucili broń i ogólną ilość zabitych). Sumy bywają takie, że wdzięczni przedsiębiorcy pogrzebowi powinni obu policjantom wystawić pomnik Żywiciela Rodziny.
Z drugiej strony, twórcy ułatwili graczowi orientację - nie masz w grze żadnych mateczek z dziatkami, niewinnych spacerowiczów czy zbłąkanych kotków - dosłownie każdy, kogo napotkają na ognistej drodze bohaterowie, otwiera do nich ogień bez ostrzeżenia. Dlatego nie musisz mieć żadnych skrupułów strzelając do ludzi. Jeżeli facet jeszcze do ciebie nie grzeje, to tylko dlatego, że nie słyszał dotychczasowej strzelaniny (co samo w sobie jest dość dziwne, bo obaj bohaterowie robią tyle hałasu, że zagłuszyliby bitwę pod Monte Cassino). Nie miej skrupułów i walnij go, zanim on walnie ciebie. Zachwycająco prosty obraz świata.
Gra - jak już napisałem - przeznaczona jest dla maniaków wszelkiej rozwałki i destrojerów z IQ odczuwalnie niższym od przeciętnej - można tu prawie wszystko ostrzelać i rozpylić na atomy. Telewizory wybuchają z przemiłym dla ucha hukiem, butelki eksplodują, w ścianach robią się dziury - wszystko to jest miłe i wdzięczne, jeżeli ktoś ma zadatki na małego terminatora. Osobliwie przyjemne jest rozwalanie wielkich akwariów z rybami.
Zaskakująco kiepską jakość przedstawiają natomiast wstawki animowane, które są kolejnymi przerywnikami pomiędzy jedną rzezią a drugą. Dawno nie widziałem tak podłych filmików. Rzecz jest o tyle interesująca, że o ile sarna gra wygląda wizualnie niezgorzej i można ją wyświetlić w dość wysokiej rozdzielczości, o tyle w scenkach „przerywanych” jest tak koszmarne ziarno, a postacie tak schematyczne, że odczuwasz ulgę po zakończeniu każdej z tych scenek.
Muzyka jest częściowo zerżnięta z filmu, a częściowo własna - w zamyśle autorów gry podkreśla niebezpieczne sytuacje. W sumie ani gorsza, ani lepsza od innych ilustracji muzycznych w takich nawalankach.
Grę testowałem na sprzęcie mieszczącym się w dolnej strefie wymaganych stanów średnich. W scenkach animowanych zacinała się jak początkujący cyrulik, a żadnemu z bohaterów nie udało się wypowiedzieć kwestii bez jąkania. Natomiast sama gra chodziła bez zarzutu. Więcej chodzących bez zarzutu gier znajdziesz tutaj.
Niekoniecznie, pograć się da. Mając do wyboru kiepski film akcji w TV i tę grę - wybrałbym grę. Na szczęście można zawsze wziąć z półki książkę i pogrążyć się w lekturze - a mając do wyboru tę grę i książkę, wybrałbym książkę, nawet gdyby była to książka telefoniczna.