18 Wheels of Steel Across America - dzieło czeskiego SCS Software wydane przez podległe mu THQ ValuSoft to kolejna propozycja dla tych wszystkich, którzy szczerym uczuciem darzą osiemnastokołowce, a nie dorobili się kategorii C + E. Across America stanowi zarazem, co wiem po sobie, spełnienie wszelkich marzeń tych, którzy zęby zjedli (zgrzytając nimi) na pierwszym 18 Wheels of Steel. Tak jak on jest handlowym simem, a jego celem stworzenie imperium przewozowego. W odróżnieniu od tamtej gry jednak droga ku milionom wiedzie gładką trzypasmową autostradą, nie zaś wąską ścieżką pełną monstrualnych dziur.
Scenerię gry i świadka naszych dokonań stanowi w 18 Wheels of Steels imponujące pół kontynentu Ameryki Północnej, a ściślej - obszar 48 Stanów Zjednoczonych. Naturalnie USA przykrojone tutaj zostało do potrzeb graczy i przejechanie z zachodniego (wstrząsowego) wybrzeża na wschodnie (brudne) nie zajmuje dłużej niż pół godziny w czasie rzeczywistym. Niemniej można rzeczywiście potwierdzić, że „mamy, czegośmy chcieli” po podzielonym na części 18 Wheels of Steel. Dobre wrażenie sprawia także możliwość wyboru sposobu, w jaki zamierzamy realizować własne ambicje. Możemy się ścigać z przewoźnikami kierowanymi przez AI do pierwszego miliona, spróbować „najdłużej podróży”, ale także żyć w ramach free mode, w którym limitem jest tylko znużenie materiałem.
W 18 Wheels of Steel do dyspozycji (odpłatnie) gracza jest łącznie 15 ciągników. SCS - tnąc koszty - nie zdecydowało się na zakup licencji, przez co jeździmy samochodami o śmiesznych nazwach - Kinetic czy Forerunner Aggressor. Nietrudno jednak zauważyć, że zmiana nazwy i pozbycie się logo z kratki chłodnicy to wszystko, do czego ograniczyli się przedsiębiorczy Czesi - i poszczególne typy będą natychmiast rozpoznawalne dla wielbicieli osiemnastokołowego szaleństwa. Fani zresztą poradzili sobie z tym niewielkim problemem i przywrócili nazwy oryginalne, dzięki czemu te wymienione na powrót stały się Kenworthami czy Freightlinerami Argosy.
Nazwy i wygląd ciągników nie są jednak tak ważne jak model ich jazdy. Ten zaś jest, zwłaszcza jak na grę budżetową, znakomity. Twórcy uniknęli przy tym błędów poprzedniej części, w której np. pozbawiony naczepy ciągnik był lepszy niż corvette i w kilka chwil kwalifikował się do mandatu. Natychmiast wyczuwalne są też różnice pomiędzy poszczególnymi modelami, a nawet - co ważne - po zamontowaniu mocniejszego silnika czy lepszej skrzyni biegów! Można też zmienić hamulce i opony, zamontować anteny i „trąbki”, wreszcie zmienić kolor czy wykupić określony szablon, np. „zebrę”, „płomienie” czy „Statuę Wolności”.
Wierność truckerskiej konwencji rozciąga się zresztą dalej. W samochodzie działają wycieraczki i światła, możliwe jest ustawienie lusterek, przed skrzyżowaniem dobrze jest użyć wirtualnego kokpitu i kierunkowskazów, a w razie potrzeby nawet świateł awaryjnych! Naturalnie niezbędne jest także tankowanie na rozrzuconych tu i ówdzie stacjach, choć należy przy tym pamiętać, że stacje na uboczu są zwykle sporo tańsze niż na trasie Los Angeles - Waszyngton. Szczytowym osiągnięciem zaś jest voice chat, czyli... CB radio! Tu, po wciśnięciu ‘v’ można zapytać o pogodę, ruch czy rzucić luźną uwagę w eter. Wypowiedzi naturalnie powtarzają się nagminnie, jednak krok w stronę truckerskiej symulacji totalnej został poczyniony.
Twórcy gry solidnie posiedzieli nad lekcjami i teraz wywołani do tablicy mogą się pochwalić, że ich dzieło powinno się podobać również pod względem wizualnym. 18 Wheels of Steel Across America stworzone jest na bazie autorskiego engine SCS - Prism3D (ten sam, który umożliwił powstanie Duke Nukem: Manhattan Project) i oferuje zdumiewająco czyste, szczegółowe tła oraz obiekty Znakomite są zwłaszcza modele samych ciągników zaprojektowanych od anten po wymodelowane, chromowane felgi. Nieco gorzej jest z naczepami i innymi użytkownikami dróg, jednak i tu widoczny jest postęp, jaki dokonał się w SCS od czasu pierwszego 18 Wheels of Steel. Engine jest też dużo bardziej wydajny i nie zdarzają się już tak irytujące w tamtej „żabie skoki” w korkach.
Niestety 18 Wheels of Steel: Across America nie jest produktem bezbłędnym. Nawet w ostatniej dostępnej graczom wersji - zastrzeżenia można, i trzeba, mieć do ekonomii. Ściślej zaś sposobu, w jaki gra wylicza „rozchody” tworzonej przez gracza firmy przewozowej. Paradoksalnie bowiem okazuje się, że lepiej jest dla niej poprzestać np. na 4 samochodach niż tworzyć „flotę” 8-osobową (maks, dla gry). To zaś dlatego, że koszta utrzymania tej ostatniej w 12 tygodni gry wyniosły mnie ok. 3 min tygodniowo! Nie wiem, co musiałbym robić, by to wydać, bo samochody i tak trzeba kupić wcześniej, a paliwo, naprawy i wypłaty dla zatrudnionych w niej to co najwyżej 30 klocków.
18 Wheels of Steel: Across America to produkt wart każdej wydanej nań złotówki. Znaleźć w nim można wszystko, co od lat marzyło się wirtualnym truckerom, w tym nawet kojący efekt - widok drogi uciekającej spod kół. To plus brak elementów naprawdę frustrujących (jak konieczność ścigania się w King of the Road czy „żabie skoki” i zmęczenie w przypadku pierwszych 18 Wheels of Steel) sprawia, że Across America zasługuje na dużą uwagę graczy, którzy się takim gatunkiem interesują.